Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/296

Ta strona została przepisana.

— Mego ojca?
— Naturalnie, bo przedłużasz w ten sposób po za grób krzywdę, jaką wyrządził ci w swej nieświadomości, nie pozwalając ci się uczyć.
Struna, jakiej dotknął, mówiąc te słowa, była najdraźliwsza w uczuciach Lizy. A zresztą czuła ona, słuchając Eugeniusza, że on, traktujący zazwyczaj wszystko lekko i obojętnie, odczuwa jednak wybornie wszystko, co ona czuje, rozumie każdy odruch jej dumy, żalu, czy pragnienia.
Jakie miała prawo ona, stojąca tyle niżej od niego, wątpić o szlachetności jego zamiaru. Biedna dziewczyna doznała nagle olbrzymiej skruchy z powodu, że mogła go tak zapoznawać, a uczucie to znalazło wyraz we łzach.
— Niech pani nie płacze — rzekł z niewysłowioną słodyczą — niech pani nie płacze. Chciałem tylko przedstawić pani rzecz we właściwem świetle, Przyznaję zresztą szczerze, że było też w tem nieco egoizmu. Ułożyłem sobie, że zrobię dla pani i panny Wren coś pożytecznego, to mi się tak rzadko zdarza, abym się komu na co przydał. Dlatego może pomysł ten miał dla mnie może tyle powabu, dlatego odmowa pani zrobiła mi przykrość, ale za parę dni zapomnę o tem, taki już jestem. Niech więc pani nie troszczy się wcale o moje uczucia. To był nietakt z mej strony, że zwróciłem się z tem do pani, trzeba było zacząć najpierw od panny Wren.
Mówił dalej w ten sposób lekko, od niechcenia, wyrzekając się niby swego zamiaru, to znów do niego powracając. Czytał wybornie w sercu tej pięknej dziewczyny, wymieniał wszystkie prawie wątpliwości, jakie jej się mogły nasunąć.