wością, jak to uczyniła gwardya pod Waterloo. Przelecieli więc, jak wicher, kilka ulic, przedzielających ich od Duke-street, w dzielnicy Saint James, to jest od miejsca, gdzie mieszkał Twemlow. Dżentlmen ten wyszedł był właśnie z rąk artysty-fryzyera, który, dla niewyjaśnionych bliżej celów, namaścił mu włosy żółtkami jaj, a ponieważ zabieg ten leczniczy domagał się dwugodzinnego suszenia włosów, uczesanie pana Twemlow usposobiło go bardzo odpowiednio do wysłuchania piorunującej nowiny, gdyż włosy stały mu dosłownie na głowie. W tej fryzurze przypominał zarówno kolumnę na Fish-street[1], jak i króla Pryama, uchodzącego z murów płonącej Troi.
— Drogi mój Twemlow, — zawołał pan Weneering, ściskając obie dłonie małego dżentlmena — ty, który jesteś najdawniejszym i najlepszym z moich przyjaciół! (tym razem zdaje się być tego pewny, pomyślał Twemlow).
— Drogi przyjacielu — powtórzył pan Weneering, — jak myślisz, czy kuzyn twój lord Snigsworth zechce podpisać się na mojej liście? Nie wymagam wcale, aby jego lordowska mość raczył sam przybyć, wystarczy mi, gdy się podpisze na liście komitetu.
— Sądzę, że kuzyn mój nie zechce podpisać się na tej liście — odparł z przygnębieniem Twemlow.
- ↑ Kolumna postawiona dla upamiętnienia wielkiego pożaru w Londynie.