— Pan Lightwood — pytał nieznajomy.
Spojrzeli na siebie wzajemnie, poczem Mortimer rzekł:
— Pan wymówiłeś moje nazwisko.
— Powtórzyłem je tylko.
— Czy pan nie zna Londynu?
— Nie znam go wcale.
— Pan szuka pana Harmon?
— Nie, panie.
— W takim razie nie znajdziesz pan zwłok, o które panu chodzi, bo topielec jest Johnem Harmon, ale może pójdziesz pan z nami na oględziny wyłowionego ciała.
Nieznajomy przystał chętnie. Przeszli razem kilka krętych, błotnistych uliczek i doszli do posterunku policyjnego. W pierwszej izbie zastali inspektora z linią i piórem w ręku. Porządkował swe książki z największym spokojem, podczas gdy za ścianą ryczała i wyła pijana kobieta, dobijając się pięściami do drzwi. Inspektor podniósł głowę z powagą uczonego, którego natrętni odrywają od książki i spojrzał na Gaffera z miną, która zdawała się mówić: znamy cię, ptaszku i czekamy chwili, w której przebierzesz miarkę.
— Za chwilę będę panom służył, — rzekł, nie przerywając liniowania swej książki rachunkowej.
Pijana kobieta ryczała bez przerwy za ścianą, domagając się, by wydano jej na pastwę jakąś osobę, której zamierzała wypruć wątrobę; inspektor zachowywał się tak, jakby nie słyszał tego wrzasku. Kazał sobie podać latarnię, wziął do rąk pęk kluczów i powstał, mówiąc do swych gości:
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/35
Ta strona została przepisana.