Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/358

Ta strona została przepisana.

ślałem o tem wczoraj. Należałoby mówić Georgina.
— Dlaczego? — spytał Lammie.
— Dlatego — odparł z namysłem Czar — że ten ma szkarlatynę, kto jej dostał. Słowem nie chcę, żeby nosiła to imię. Już lepiej będzie nazywać ją Zorzetą.
Tu umilkł, a gdy milczał tak pewien czas, Alfred rzekł:
— Mówiłeś o niej?...
— Mówiłem — rzekł z dąsem, że go zmuszono do wypowiedzenia się — mówiłem, że ta Georgiana nie ma, zdaje się, gwałtownego charakteru.
— Słodycz gołąbki — objaśił Alfred.
— Prosta rzecz, że ty nie powiesz inaczej, — odrzekł Czar, który odzyskiwał natychmiast pewność siebie, gdy dotykano jego interesów. — Ale widzisz, ważne jest nie to, co ty mówisz, ale to, co ja o tem myślę. Myślę więc, że nie chciałbym, aby pożycie moje z żoną było takie, jak moich rodziców. Ona, Zorzeta, nie jest, zdaje się, kłótliwa...
Rozmowa ta nie była miła Alfredowi Lammie. Fledgeby traktował go wciąż z góry i sypał mu afront za afrontem. Widząc, że trwa dalej w takim nastroju, postanowił go uśmierzyć. Powstał więc i spojrzał ostro w oczy żółtowłosemu młodzikowi. Wtedy małe, chytre oczka konkurenta Georgiany mrugnęły niepewnie, bo Fledgeby był także skończonym tchórzem. Alfred wiedział już, jak postąpić i grzmocić zaczął pięścią w stół, aż porcelana zabrzękła.