— Przepraszam pana — powtórzył Fledgeby.
— Mów pan głośniej! nie słyszę! — wrzasnął Alfred.
— Przepraszam pana — powtórzył pracowicie Fledgeby.
Gniew Alfreda Lammie opadł wtedy równie nagle, jak się był zapalił.
— No, już dobrze, przebaczam ci i jako człowiek honoru, gotów jestem zapomnieć o twych przekroczeniach.
Rzekłszy to, Alfred Lammie usiadł na dawnem miejscu. Uczynił to samo i Fledgeby, ale ostrożniej, zasłaniając sobie wciąż nos ręką, nos, o którego los drżał nieustannie w ciągu tej rozprawy. Po niejakim czasie dopiero pozwolił sobie na utarcie organu, który odegrał przed chwilą tak drażliwą rolę.
— Alfredzie! — rzekł potem ze służalczą pokorą — spodziewam się, że jesteśmy znów dobrymi przyjaciółmi?
— Nie mówmy o tem.
— Jeśli cię uraziłem, to przepraszam cię raz jeszcze, nie miałem wcale tego zamiaru.
— Nie mówmy o tem — powtórzył wspaniałomyślnie Alfred Lammie. — Podaj mi rękę, Fledgeby.
Fledgeby zadrżał, ale wysunął ostrożnie rękę, którą Alfred uścisnął i zgoda przywrócona została ku obopólnemu zadowoleniu obu godnych przyjaciół, bo buńczuczny Alfred był w gruncie tchórzem nie gorszym od Fledgebego i nie zdobył-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/360
Ta strona została przepisana.