Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/371

Ta strona została przepisana.

mąkę, to młynek do kawy, rożen do pieczystego, wałki do ciasta, a tu masz całą bateryę rondli i garnków. Czy to wszystko nie przemawia do ciebie? bo we mnie na ten widok zaczynają kiełkować najprzedniejsze cnoty domowe. A teraz chodź do mego gabinetu, pokażę ci moje nowe biurko, solidne, mahoniowe biurko. Patrz tylko, mam tu tyle szufladek, ile jest liter w alfabecie. Odbieram naprzykład list od Jana, kładę go pod literę J, od Edwarda — pod E. Powiedz tylko, czy to nie jest wspaniale pomyślane i czy biurko takie nie może nauczyć człowieka porządku i metody. Teraz rozumiesz, co znaczy wpływ moralny przedmiotów i otoczenia.
— Mój Eugeniuszu, gdybyś mógł choć przez minutę być poważny, powiedziałbym ci coś.
— Powiedz w każdym razie.
— Eugeniuszu! — rzekł wtedy Mortimer, kładąc mu rękę na ramieniu — tobie coś jest, a przytem ty coś ukrywasz przedemną.
Eugeniusz spojrzał milcząco na przyjaciela.
— Tak, tobie coś jest i to już od pewnego czasu. Przedewszystkiem uciekasz wciąż odemnie pod pretekstem, że lękasz się, abyśmy nie znużyli się sobą wzajemnie. Mogłem temu wierzyć pierwszy, drugi, dziesiąty raz. Ale wreszcie musiało mi przyjść na myśl, że kryje się w tem jakaś głębsza przyczyna. Czy nie mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego naprzykład nie chcesz wiosłować ze mną po Tamizie, mimo, że z początku cieszył cię ten projekt mocniej, niż co bądź innego. Nie pamiętałem wprost u ciebie takiego zapału.