Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/378

Ta strona została przepisana.

— Ale ja nie jestem dzieckiem i przyzwyczajony jestem, aby mię słuchano, gdy mówię.
— Jako nauczyciel, zapewne.
— Czy pan sobie wyobrażasz, że ponieważ spełniam uczciwie obowiązki swego stanu, nie mam już żadnych uczuć ludzkich?
— Myślę tylko, że pan jesteś za popędliwy na kierownika szkoły.
— Nie jestem takim wobec moich uczniów.
— Zatem wobec innych, panie kierowniku.
— Nazywam się Bradley Headstone.
— Sam pan przecie mówiłeś, że nazwisko pańskie nie powinno mnie obchodzić.
Bradley drżał od stóp do głów i otarł sobie chustką twarz, zroszoną potem. Rozpacz go brała na myśl, że nie umie zachować zimnej krwi wobec tego przeciwnika, który panował nad sobą z takiem mistrzostwem.
W tej chwili nienawidził prawie sam siebie i zrobił taki gest, jakby się sam chciał poszarpać na sztuki.
Przez chwilę milczeli obaj, poczem Eugeniusz odezwał się pierwszy trochę niecierpliwie:
— A więc, łaskawy panie, powiedz pan wreszcie, co chcesz i pozwól sobie przypomnieć, że pański uczeń oczekuje na dole.
Ale Bradley odzyskał już równowagę.
— Chciałem panu powiedzieć, że ten młody człowiek, który stąd wyszedł, a którego pozwoliłeś sobie pan traktować z góry, miał zupełną słuszność, a uczucia, które mu podyktowały słowa, do pana wyrzeczone, były szlachetne i sprawiedliwe.