— A jeśli ten ktoś zrobi z nich zły użytek?
— To już będzie jego wina, a nie nasza,
Tu Silas Wegg roztoczył przed swym gościem cały plan działania. Zaczął mu przedstawiać, że on jedynie może się stać w tym interesie wymarzonym wspólnikiem, bo ma rękę lekką, doskonałą znajomość różnych tkanek kostnych i nie kostnych, nawyknienie do pracy, cierpliwość, delikatność i t. p.
— Ja, panie Wenus, mam ciężką rękę, nie potrafiłbym robić w tem, bez zostawienia dotykalnych śladów, a przy tem mam drewnianą nogę, panu zaś przyjdzie to daleko łatwiej.
Artysta-anatom uchwycił się znów obu rękami za swe rude kędziory, w ten sposób, że utworzył sobie z nich rodzaj psich uszów. Wysłuchał uważnie całej przemocy Silasa Wegga, ale nie dał mu żadnej odpowiedzi.
— Ja nie mogę — powtórzył Wegg, powołując się raz jeszcze na swoją drewnianą nogę.
— A jednak próbowałeś już pan — rzekł wreszcie Wenus.
— Nie można tego nazwać próbą. Drasnąłem tylko coś nie coś te pagórki śmiecia.
— W każdym razie przekonałeś się pan, że to trudne zajęcie.
Wegg skinął głową twierdząco.
— Nie wiem jeszcze, czy się zgodzę — rzekł Wenus.
— Ależ zgódź się pan, zgódź — zachęcał go właściciel drewnianej nogi.
— Gdybym nie był tak zgorzkniały skutkiem
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/391
Ta strona została przepisana.