może się w niej zakochać. — Prawda, że wtedy nie mieszkała jeszcze w arystokratycznym pałacu państwa Boffenów i nie ubierała się u najlepszej krawcowej.
— Okropny nudziarz z tego sekretarza — myślała dalej Bella. — Niby to odsuwa się od towarzystwa, a właściwie umie być natrętny. — Na poparcie tego zarzutu przypomniała sobie, że ilekroć powracała z teatru lub z wizyty z panią Boffen, Rokesmith potrafił zawsze upatrzyć stosowną chwilę, aby wyjść na ich spotkanie i podać im ramię przy wysiadaniu z powozu. Pani Boffen przyjmowała to zawsze z takim zachwytem, że on mógł sobie Bóg wie co pomyśleć, ten nieznośny sekretarz. Tegoż dnia Rokesmith znalazł się w salonie sam na sam z panną Wilfer.
— Czy nie da mi pani jakich poleceń dla swej rodziny? — spytał jej.
— Co pan przez to rozumie? — spytała Bella, spuszczając leniwie powieki.
— Nie wątpię, że pani im często przysyła wiadomości o sobie, ale ponieważ bywam tam codziennie, czułbym się szczęśliwy, służąc pani za pośrednika, a wiem, że serdeczne słówko od pani ucieszyłoby ich bardzo.
— Nie potrzebuje mi pan tego przypominać — przerwała wyniośle Bella — a zresztą oni mi wcale nie przesyłają serdecznych słówek. — Mówiąc to, czuła wybornie, że się źle broni, Rokesmith nie zdawał się tego widzieć.
— Rodzice pani pytają mnie często o panią, powtarzam im wiadomości, na jakie mnie stać.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/398
Ta strona została przepisana.