— Spodziewam się, że informacye, jakich pan im udzielasz, są autentyczne.
— Gdyby pani wątpiła o tem, nie przyniosłoby to pani zaszczytu.
— Przepraszam pana, panie Rokesmith, zasłużyłam na to surowe słówko.
— Niech pani tego tak źle nie bierze, to ja przepraszam panią; wracając zaś do rodziców pani, to rzeczywiście nie raz mi dają dla pani zlecenia, ale wobec tego, że pani nigdy o nich nie pyta, nie śmiem doprawdy...
— Pójdę do nich jutro — rzekła nagle Bella z rodzajem skruchy.
— Czy mam im to oznajmić?
— Jeśli pan uważa za stosowne.
Rokesmith zaczekał jeszcze czas jakiś, w nadziei, że rozmowa się przeciągnie, ale Bella nie okazywała do tego ochoty, pożegnał ją więc i odszedł. Zostawszy sama, Bella zmuszona była przyznać, że usprawiedliwiała się przed sekretarzem i że rozmowa z nim skłoniła ją do odwiedzenia rodziców, o czem wpierw wcale nie myślała.
— Cóż to znaczy? — pytała siebie. — Ten człowiek wyobraża sobie pewnie, że ma na mnie jakiś wpływ! Bądź co bądź, zapowiedziała swym opiekunom swój zamiar odwiedzenia rodziców, a pani Boffen wymogła na niej przyrzeczenie, że uda się tam powozem. Skutkiem tego nazajutrz wspaniały ekwipaż, wiozący Bellę, zatrzymał się przed wrotami skromnego domku. Matka jej i siostra, uprzedzone już przez Rokesmitha, przypatrywały się temu z po za zapuszczonej firanki, nie po-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/399
Ta strona została przepisana.