Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/401

Ta strona została przepisana.

— Nie chcę, Ma, i nic w świecie nie skłoni mnie do tego.
— Mogłam się tego spodziewać — rzekła ponuro pani Wilfer. — Przykład idzie z góry. Starsza córka opuszcza mnie dla ludzi bogatych i pysznych, młodsza lekceważy mnie i znieważa; jedno jest przyczyną drugiego.
— Ależ mamo — rzekła wreszcie Bella, państwo Boffenowie są bogaci, ale nie są pyszni i nigdy nimi nie byli.
— Cóż-to mamo, zapominasz, że jej Boffeny są doskonałością — zawołała czupurna Lawy.
Zadowolona z tego poparcia pani Wilfer, zawarła wnet przymierze ze swą młodszą córką.
— W istocie — rzekła — zdaje mi się, że Bella domaga się od nas takiej opinii o tych ludziach. Ale, nie mówiąc już o tem, że ta Boffenowa ma twarz, o której nigdy nie mogę myśleć bez wewnętrznego drżenia, nie żyjemy z sobą ta pani Boffenowa i ja na tak zażyłej stopie, aby mówić o sobie tak poufnie. Nie przypuszczam, aby ta pani, mówiąc o mnie, nazywała mnie Wilferową i dlatego wolę trzymać ją w należytej odległości. Czy zrozumiałaś mnie, moja córko?
Lawy nie siliła się wcale udawać, że zrozumiała cobądź z matczynej przemowy, lecz zapytała raz jeszcze Belli:
— Powiedz-że wreszcie, jak się mają ci ludzie, o których pytałam przed chwilą?
— Ci ludzie, jak ich nazywacie — odparła z oburzeniem Bella — są przedewszystkiem zbyt