— Mister Rokesmith przynosi zlecenie dla miss Izabelli Wilfer. — Tuż za nią ukazał się sekretarz, który poznał odrazu, że wizyta Belli u rodziców nie poszła pomyślnie. Udał jednak, że nie zdaje sobie z tego sprawy i wręczył jej małą paczkę, mówiąc:
— Pan Boffen miał zamiar oddać to pani sam jeszcze w domu, że jednak pani wyjechała wcześniej, nie zdążył tego zrobić i mnie zlecił naprawienie tego zapomnienia.
— Dziękuję panu — odparła Bella, biorąc z jego rąk małą paczkę. — Jak pan widzi, pokłóciłyśmy się na dobre, pan wie zresztą, jak my tu z sobą żyjemy. Jadę już! jeszcze chwila, a pan by mnie nie zastał.
Zamieniła krótkie uściski z matką i siostrą. Rokesmith chciał ją odprowadzić, ale pani Wilfer stanęła między niemi.
— Daruje pan — rzekła — ale jako matka mam prawo towarzyszyć mej córce.
Rokesmith usunął się więc z drogi szlachetnej damie, która doszła aż do furty, prowadzącej na ulicę, a otworzywszy ją szeroko — zawołała, powiewając rękawiczkami:
— Lokaj państwa Boffenów!
Skoro zaś wymieniony służący stanął przed nią, pani Wilfer rozkazała:
— Powóz panny Wilfer.
Powóz nadjechał a dostojna dama asystowała odjazdowi swej córki w postawie dozorcy więziennego, wydającego komu należy ważnego więźnia stanu. Ceremoniał ten przeciągnął się do bli-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/404
Ta strona została przepisana.