rować całe życie przy dźwiękach tej pogrzebowej muzyki, jeśli po całodziennej pracy, przyszedłszy do domu, nie słyszysz nic, prócz tej surowej muzyki, to wreszcie psuje to trochę pogodę myśli.
— Biedny Pa!
Biedny Pa był dziś najszczęśliwszym w świecie człowiekiem, a dzień ten, który spędził z Bellą, był bodaj najweselszy z jego życia, nie wyłączając owego dnia, w którym heroiczna jego małżonka poszła z nim do ołtarza przy dźwiękach żałobnego marsza.
Siedzieli oboje na słonecznej werandzie, wychodzącej na Tamizę, Bella kaprysiła umyślnie i wybierała co najwymyślniejsze potrawy, byleby napchać swego Pa najlepszymi przysmakami. Patrzyli na wielomasztowe statki, stojące na kotwicy lub odpływające z portu, a wyobraźnia Belli bujała szeroko, wymyślając dla Pa najwspanialsze karyery. To robiła go właścicielem olbrzymiego ładunku węgla, z którym popłynąć miał do New Castle, dla wymienienia go na czarne dyamenty. To wyprawiała go do Chin, gdzie miał zrobić olbrzymią fortunę, handlując opium, poczem powracał do Anglii, przywożąc córce swej piękne jedwabie i szale wschodnie. Rumty słuchał z zachwytem tego obrazowego szczebiotu, a wreszcie zapytał:
— Przecież i tak jesteś szczęśliwa i lepiej ci z pewnością, niż w domu.
— Nie wiem — odparła Bella, potrząsając główką, — Dogadzają mi wprawdzie we wszystkiem, ale gdybyś wiedział Pa, jaka ja się zrobiłam chciwa.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/409
Ta strona została przepisana.