— Wprowadź go — rzekł sekretarz — pani Boffen zobaczy go z przyjemnością.
Wprowadzono więc Salopa, który stanął przy drzwiach, ukazując oczom widzów nieskończoną ilość guzików, rozmieszczonych w niepojęty sposób w różnych, nieodpowiednich do tego punktach jego odzieży.
— Cieszę się, że cię widzę, mój kawalerze, czekaliśmy tu na ciebie oddawna — rzekł Rokesmith.
Salop objaśnił, że i on chciał od dawna przyjść, ale nie mógł, z powodu, że mały Jonny zachorował.
— Ale teraz ma się zapewne lepiej — spytał sekretarz.
— Nie — odparł Salop i począł opowiadać, że mały sierota ma wysypkę na całem ciele, że plamy te są czerwone, a niektóre z nich są tak wielkie, że nie możnaby ich zakryć nawet sześcio-pensową monetą, że jednak lepiej, iż to wysypało na wierzch, niż gdyby miało pójść do wnętrza.
— To zapewne odra — stwierdził sekretarz.
Ale Salop zaprotestował, że jest to coś dużo cięższego i gorszego, a wypowiedział to takim tonem, jak gdyby fakt ów przynosił zaszczyt zarówno jemu, jak małemu choremu.
— Pani Boffen zmartwi się tem — rzekł sekretarz.
Salop odrzekł na to, że babka małego Jonny myślała to samo i dlatego nie dawała znać o chorobie wnuka w nadziei, że malec wyzdrowieje. Babka Higden nie spuszcza z rąk małego Jonny,
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/413
Ta strona została przepisana.