Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/424

Ta strona została przepisana.

— Czy pan jest tego pewny?
— Najpewniejszy.
W tej chwili Bella zakaszlała, chcąc dać znać o sobie, a potem oświadczyła, że nie chce przeszkadzać i zaraz odejdzie.
— Nie, nie, zostań, kochanko, — zatrzymała ją pani Boffen. — Chciałam właśnie naradzić się z wami wszystkimi.
Na żądanie jej sprowadzono jeszcze pana Boffena, aby nie brakło nikogo do kompletu.
— Siadaj tu, Noddy, naprzeciw mnie i pan, panie Rokesmith — mówiła poczciwa dama, obejmując ramieniem siedzącą przy niej Bellę — i posłuchajcie, co wam powiem. Pani pastorowa Milwey napisała do mnie, proponując mi nowego sierotę. Otóż powiem wam, jaki mi pomysł przyszedł teraz do głowy.
— Ależ z ciebie prawdziwa maszyna do pomysłów — wyszeptał z zachwytem pan Boffen — sypiesz je jedne za drugimi, jak z mechaniki,
— Przyszło mi więc do głowy — mówiła pani Boffen, rozpromieniona pochwałą męża, — że najpierw nie śmiałabym nazwać po raz drugi obcego dziecka imieniem i nazwiskiem Johna Harmona, bo imię to przynosi, jak się zdaje, nieszczęście. Nie darowałabym więc sobie nigdy, gdyby i temu drugiemu dziecku stać się miało coś złego.
Master Boffen zauważył wtedy, że mniemanie takie jest może przesądem i odwołał się w tej mierze do zdania sekretarza.
— Jest to tylko kwestya uczucia — odparł Rokesmith — i ja sam podzielam zdanie pani Bof-