fen, że imię to było zawsze nieszczęśliwe. Wiąże się z niem tyle przykrych wspomnień, że najlepiej będzie usunąć je z ludzkiej pamięci, podobnie, jak usunęła się z niej osoba, która je nosiła. A co pani o tem myśli, panno Wilfer?
— Ja więcej, niż kto inny, mam prawo twierdzić, że z imieniem tem wiążą się bolesne wspomnienia — rzekła, rumieniąc się Bella — a przytem ten biedny mały Jonny okazał mi tyle serdeczności, że z przykrością słyszałabym imię jego nadawane innemu dziecku.
— Czy i pan myślisz tak samo? — spytał Rokesmitha master Boffen.
— Powtarzam raz jeszcze, że jest to kwestya uczucia, oceniona w tej chwili przez pannę Wilfer z czysto kobiecą subtelnością.
— A teraz — zabrała znów głos pani Boffen — powiem wam jeszcze jedno. Wybierając sierotę dla wychowania go na pamiątkę Johna Harmona, rządziliśmy się zanadto własnem tylko upodobaniem, chcieliśmy sobie dogodzić, szukając koniecznie ładnego dziecka.
— Ależ to było całkiem naturalne — przerwała jej Bella, jakby lekko urażona, z powodu może niedoszłych więzów, jakie łączyły ją z zamordowanym Johnem Harmonem. — Nie chcieliście przecie państwo podstawiać na miejsce dziecka, które wam było drogie, sieroty pozbawionego wszelkich zalet.
— No! ale teraz, kiedy nie damy wychowańcowi naszemu tego imienia...
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/425
Ta strona została przepisana.