— Chcecie państwo wziąć na wychowanie sierotę, pozbawionego urody? — spytał Rokesmith.
— Tak — odparła mężnie pani Boffen.
— I niezbyt wykwintnego? — dodał Rokesmith.
— Tak i to niepotrzebne — potwierdziła pani Boffen — znamy tu wszyscy chłopca, który jest wprawdzie nieładny, można powiedzieć prawie upośledzony brakiem urody, ale ma przytem tak dobry charakter, tak jest uczciwy, pracowity, szlachetny, że musimy mu dopomódz, tembardziej, że brzydota jego nie może mu przeszkodzić w zrobieniu karyery. Nie chcąc więc być samolubną, jego właśnie wybrałabym.
W tej chwili ukazał się elegancki lokaj, którego uczucia delikatne były już raz dotknięte wymawianiem gminnego imienia i zaanonsował niemożliwego Salopa, Uczestnicy rady familijnej spojrzeli po sobie pytająco.
— Czy mam go tu wprowadzić? — spytał lokaj.
— Ależ naturalnie — rozkazała pani Boffen.
Lokaj spełnił rozkaz z oznakami najwyższego obrzydzenia.
Dzięki szczodrobliwości pp. Boffenów, Salop przybrany był w czarny, żałobny garnitur, a krawiec, który mu go uszył, spróbował, na wyraźny rozkaz Rokesmitha, zamaskować wszystkie guziki, służące do zapinania; ale, na nieszczęście, przyszły pupil państwa Boffenów obdarzony był tak wadliwą budową, że guziki te ukazywały się
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/426
Ta strona została przepisana.