Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/446

Ta strona została przepisana.

— A może pan chce coś zastawić?
— Także nie.
— Prawda, że nie wygląda pan na człowieka, któryby się musiał fantować, ale gdyby pan kiedy potrzebował, może się pan tu zwrócić.
— Wiem o tem, — odparł nieznajomy, — byłem już tu kiedyś.
— I zastawił pan co?
— Nie.
— Ja też nie przypominam sobie pana.
— Bo mię pani nie widziała. Była to noc, a ja stałem pod drzwiami, czekając na kolegę, który rozmawiał z pani ojcem.
— Dawno to było?
— O! kawał już czasu. Wracałem wtedy właśnie z ostatniej mej podróży.
— Więc pan nie był na morzu w ostatnich czasach?
— Chorowałem dość długo, a później pracowałem na miejscu.
— A więc to dlatego masz pan ręce tak wypoczęte.
— Pani, jak widzę, obdarzona jest zmysłem spostrzegawczym.
Obrzucił ją bystrem spojrzeniem, które zmięszało pannę Riderhood. — Była w tym człowieku jakaś siła utajona, która dodawała mu pewności siebie, a przytem Placencya zauważyła teraz dopiero, że jest doskonale uzbrojony. U pasa wisiał mu duży nóż z rękojeścią, ukryty w pochwie skórzanej, na szyi miał gwizdawkę, a z kieszeni wyglądała mu głowica ciężkiego boksera. Stał przed ogniem