Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/451

Ta strona została przepisana.

Czy to raz się zdarza, że taki marynarz przepada, jak kamień w wodę i niema go kilka lat, a potem znów powraca. Spytaj o to jej, tej kwoczki przeklętej, co gdakaniem swojem ściągnęła mi na łeb całą tę biedę. Gdyby mi nie żal było wina, cisnąłbym jej w gębę tę flaszkę za to babskie trajkotanie z włóczęgą obieżyświatem, który próbuje teraz rzucić cień na dobre imię biednego człowieka, pracującego w pocie czoła.
— Czy skończyłeś już? — spytał zimno nieznajomy.
— Nie jeszcze, — odparł Riderhood, dolewając sobie dla podniesienia rezonu nowy kieliszek. — Chcę wprzódy wiedzieć, skąd ty, bratku, doszedłeś do tych szmat, które nosił Jerzy Radfoot i skąd wiesz coś o jego śmierci?
— Wiem przedewszystkiem prawdę o tobie, mości Riderhood i dlatego radziłbym ci spełnić bez oporu moje żądania. Sprzedałeś za złoto krew Jessego Hexham, skuszony wysoką nagrodą, jaką obiecano za wykrycie mordercy. Oskarżyłeś fałszywie człowieka niewinnego.
— Niewinny to on znów nie był. Kradł przecie pieniądze topielców.
— W czem ty mu pomagałeś!
— A zresztą Gaffer już nie żyje. Cóż więc szkodzi mu to oskarżenie?
— Plami jego pamięć i szkodzi jego dzieciom; ile ich zostawił?
— Kto? niby Gaffer.
— Wiesz przecie, o kim mowa — krzyknął