Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/454

Ta strona została przepisana.


ROZDZIAŁ XIII.
Żyć, czy nie żyć?

Wyszedłszy z mieszkania Riderhooda, nieznajomy błąkał się czas jakiś w labiryncie uliczek nadrzecznych, w tej chwili zupełnie pustych, dzięki zapewne szalonej wichurze. Schroniwszy się wreszcie w jakimś zaułku, gdzie nie było żywego ducha, zdjął z głowy czapkę, a następnie perukę blond i takież faworyty i ukrył je pod płaszczem, a twarz jego stała się naraz uderzająco podobna do twarzy Juljusza Handforda, poszukiwanego tak bezskuteczie przez Mortimera. — Na szczęście nie było tu nikogo, ktoby mógł stwierdzić jego tożsamość, mógł też opuścić bez przeszkody dzielnicę Limehouse i skręcić na plac, na którym wznosił się stary kościół, z przylegającym do niego cmentarzem. Zatrzymał się przy nim, a, oparty o kratę żelazną, przyglądał się płytom i pomnikom grobowym, wyobrażającym najczęściej wykutą w kamieniu postać zmarłych.
— Dziwny los! — szepnął do siebie — stać tak w burzliwą noc u bramy cmentarnej i wiedzieć, że wśród tych grobowców znajduje się mogiła, pod którą leży pogrzebany mój byt ziemski. Zaprawdę, gdyby upiór nikomu nieznany powrócił na ziemię, i błąkał się po świecie, nie czułby się tak samotny i obcym wśród ludzi, jak ja teraz. Czy tak ma być już wiecznie i coby było, gdyby John Harmon zmartwychwstał? — Wyszeptawszy w myśli ten monolog, wyrwał się przemocą z zadumy i szedł dalej