Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/456

Ta strona została przepisana.

Nie przebudził się, aż w chwili, gdy wsunięty w rodzaj tuby czy rynny, leciał, a raczej sunął się z zawrotną szybkością w dół, w przepaść, a wreszcie runął w wodę.
Ta wilgoć otrzeźwiła go częściowo tak, że odzyskał niejako poczucie samoistnienia.
— Utopiono cię, Johnie Harmon, — pomyślał, a potem wzywał pomocy Niebios.
— Ratuj mnie Boże! — zawołał i próbował wydobyć się na powierzchnię.
Prąd unosił go; po obu stronach widział światła nadbrzeżne, uciekające mu z oczu. Nie pamiętał, ile czasu był w wodzie, której chłód oddziaływał zbawiennie na jego mózg odurzony i ociężałe członki. Wreszcie jednak wyrzucony został na brzeg, tuż obok jakiejś gospody, do której dowlókł się prawie na czworakach. Parę dni upłynęło, zanim odzyskał siły. Na szczęście miał przy sobie wartościowe papiery, zaszyte w pasie nieprzemakalnym, owiniętym naokoło ciała. Rabusie nie zauważyli tego, mniemając, że całe jego mienie zawarte jest w ręcznej walizie, którą miał w ręku w chwili, gdy wszedł do zdradzieckiej gospody. Wyszedł więc na miasto, chcąc coś przedsięwziąć, ale tu napotkał przylepione na rogach ulic afisze, ogłaszające odnalezienie zwłok Johna Harmon. Był jeszcze wtedy pod wpływem odurzającej trucizny, którą mu podano w kawie. Mózg jego nie działał prawidłowo, miewał wizye potworne, nie mógł się też na nic zdecydować. Pobiegł tylko do trupiarni, aby oglądać zwłoki. Były strasznie okaleczone, mimo Jo poznał je, jako szczątki śmiertelne Jerzego Rad-