łem, że mi pani zabroniła surowo zadawać sobie pytania.
— Proszę mnie nie chwytać za słówka po to, aby wystawiać mnie we własnych oczach, jako kobietę bez serca. Być może, powiedziałam coś bez myśli, nie chcąc jednak pana obrazić.
— Muszę jednak zapytać, co pani rozumiała przez moje nieszlachetne i niehonorowe postępowanie? — spytał jeszcze Rokesmith.
— A więc powiem, skoro mię pan do tego zmusza. Czy to szlachetnie, że pan wyzyskuje wpływ, jaki pan ma na oboje państwa Boffenów, aby szukać ich poparcia w zamiarach, które, jak pan wie, nie odpowiadają mi wcale. A przytem, dlaczego pan przyjął posadę w tym domu właśnie wledy, gdy i ja musiałam tu zamieszkać? Czy pan myśli, że tego nie zauważyłam?
Nastała chwila milczenia, poczem Rokesmith rzekł spokojnie:
— Pani jest w błędzie, panno Wilfer.
— Nie mam na to dowodów — odparła z uporem Bella.
— Dowody mógłbym złożyć, ale nie byłoby te dla pani przyjemne. W każdym razie spełnię pani życzenie i to, co dziś panią dotknęło, nie powtórzy się już nigdy. Żegnam panią.
— W takim razie cieszę się, że zaczęłam tę rozmowę, a jeśli uraziłam pana mimowoli, to przepraszam. Jestem może niedoświadczona i popędliwa, ale doprawdy, nie jestem tak szkaradnie zła, za jaką mnie pan uważa.
Ze zwykłą swą niekonsekwencyą, Bella wy-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/461
Ta strona została przepisana.