Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/463

Ta strona została przepisana.

Skoro się obudził, doniesiono mu, że czeka na niego stara Higdenowa i pragnie z nim pomówić. Zaprosił ją natychmiast do swego gabinetu, posadził w fotelu i spytał, czego żąda.
— Mój dobry panie — rzekła stara kobieta — przyszłam tu z powodu Salopa. Ten chłopak uwziął się pracować na mnie i nie mogę się go pozbyć z chałupy.
— Szanuję go za to — odrzekł Rokesmith.
— Doprawdy? a ja myślę inaczej. Zresztą, nie mogę sądzić o tem, co inni robią, ale wiem, co mnie zrobić wypada. To też skoro chłopak się uparł i nie chce odejść odemnie, ja odejdę od niego.
— Jakże pani tego dokaże?
— Ucieknę z domu.
— Ucieknie pani? — spytał ze zdumieniem, patrząc na sędziwą twarz, której każdy rys wyrażał niezłomną energię.
— Tak jest, panie, a zresztą i dla mnie będzie tak lepiej. Bo widzisz kochany mój (daruj mi, że tak mówię, ale stara już jestem, a pan jest dobry, rozumiejący człowiek), otóż od śmierci mojego Jonny przychodzą na mnie takie godziny wieczorem zwłaszcza, że się zapominam. Przywiduje mi si, że huśtam dziecko na kolanach, to znowu, że to nie on, lecz jego matka, lub które z rodzeństwa, wszystko to, co już powymierało. Jeśli to dłużej potrwa, to zniedołężnieję do reszty, a oni gotowi nie zamknąć w jednym z tych swoich domów robotniczych. Nie chcę, mój panie, nie chcę stać się podobną do tych biedaków, których trzymają jak w więzieniu i czasem tylko wyprowadzają niby na