Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/47

Ta strona została przepisana.

jęłaś pokoje na pierwszem piętrze, nie mogłabyś tam już umieścić żadnych panienek.
— Mleczarz mówił — rzekła monotonnym głosem stroskana małżonka, — że dwie lady z najlepszych sfer towarzyskich poszukują przyzwoitego pomieszczenia. Bello! — dodała, zwracając się do córki — powiedz ojcu, czy nie tak mówił mleczarz? i czy nie wziął naszego adresu, aby go pokazać owym dwom ladie.
— Wziął — odparła ładna miss, — ale to się na nic nie zdało.
— A zresztą — zauważył mąż, — skoro wiesz sama, że pokoje są już zamówione, panienki te nie będą mogły z nich skorzystać.
— Przepraszam cię — rzekła pani Wilfer, zawsze równie monotonnie i uroczyście — tu nie chodziło o żadne panienki, ale o dwie ladie z najlepszych ster towarzyskich. Powtórz ojcu, Bello, co mówił o tych paniach mleczarz.
Ale ładna miss przegrała w tej chwili ostatecznie, a dotknięta tem do żywego, odepchnęła szachownicę tak gwałtownie, że wszystkie szachy poleciały na podłogę.
— Biedna Bella! — westchnęła jej matka.
— Dlaczego Bella ma być biedniejsza od Lawinii? — ujął się ojciec za młodszą córką.
— Wilferze — rzekła na to jego żona, podnosząc uroczyście obie dłonie, obciągnięte rękawiczkami — wiesz dobrze, jaki cios spotkał Bellę, wiesz dobrze, dlaczego ona jedna w rodzinie musiała przywdziać żałobę i zapytujesz jeszcze, dlaczego to Bella jest biedna, a nie Lawinia.