wtedy, że dałby się chętnie uwiązać u ściany, byle tylko, nie ponosząc żadnego trudu, odświeżonym zostać, jak przystało, na dzisiejszą wizytę. Że jednak marzenie to było nieziszczalne, dokonać musiał sam nużącego dzieła, a ułożywszy wreszcie przyzwoity węzeł od krawata i nasunąwszy na ręce mankiety, gotów był do wyjścia. Myśląc o słodkiej rocznicy, biedny mały stary dżentlmen, nie mógł oprzeć się uczuciom tęsknego żalu na wspomnienie o niewiernej, która zdradziła go niegdyś w czasach, gdy włosy jego nie były jeszcze przyprószone siwizną. Nie wiedział i nie miał się nigdy dowiedzieć, jak posępnego losu uniknął, nie łącząc się z mniemaną czarodziejką, która była w gruncie krokodylem bez serca, opancerzonym łuską nieprzepuszczalną dla wszelkich wrażeń uczuciowych. Z myślą więc o niej stanął u progu pomieszkania państwa Lammie w chwili właśnie, gdy zatrzymała się przed tymże progiem kareta lady Tippins. Sędziwa trzpiotka, przyjęła wysiadając ramię grzecznego dżentlmena i weszła z nim na schody, unosząc szeleszczące spódniczki w mniemaniu, że paralityczne drżenie jej nóg, przypisane zostanie wrodzonej żywości, cechującej czarującą staruszkę i wzięte będzie za rodzaj dobrowolnego podrygiwania. Przybywszy na miejsce, lady Tippins wyładowała olbrzymi zapas zalotnej elokwencyi, zwracając się po kolei do wszystkich obecnych.
— Jakże się pani miewa, droga pani Lammie, a czy prędko wyjeżdżacie wraz z mężem do tej bajecznej majętności. Jakże się to nazywa? Warweck, czy Krowt-roy, czy coś w tym rodzaju?
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/498
Ta strona została przepisana.