ło mu największą satysfakcyę. Nie chciał wszakże, aby jego żyd odkrył, o co mu chodzi — odwrócił się więc do niego plecami i badał dalej treść listy.
W tej chwili dały się słyszeć szybkie kroki w przyległym pokoju.
— I cóżeś mi tu narobił, chwało Izraela — zawołał gniewnie Fledgeby — zostawiłeś drzwi wchodowe otwarte i oto mi ktoś włazi na kark.
Istotnie kroki zbliżały się, a za drzwiami dał się słyszeć głos Alfreda Lammie.
— Przyjmujesz, Fledgeby?
„Czar” położył palec na ustach, nakazując milczenie żydowi i rzucił szybko chustkę na papiery i pieniądze.
— Proszę cię, wejdź — rzekł do Alfreda — mam tu wizytę przedstawiciela domu Pubsey i spółka. Słyszałeś zapewne Lammie, jak bezwzględnie ściąga ów dom swoje należności. Nieużyteczność tych panów jest powszechnie znana, mimo to próbuję wyjednać u nich ulgę dla jednego z moich przyjaciół. No cóż, panie Riah, czy nie zechcesz mi prolongować tego wekslu.
— Nie mogę — odparł poważnie Riah, — to nie moje pieniądze, jestem tylko pełnomocnikiem firmy.
— No! no! Znamy się na tem, — zaśmiał się Fledgeby.
— Kto jest ten żyd? — spytał na stronie Lammie.
— Riah Pubsey, właściciel firmy, wykręca się hultaj, że to nie jego kapitały zaangażowane są w przedsiębiorstwach firmy... dobry sobie. — Mó-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/511
Ta strona została przepisana.