wszystkich pomyślniej, gdyby Pa wybrał był za żonę inną kobietę, niż Ma, lub odwrotnie, a Bella, jak wiadomo, najwięcej rozpieszczona z rodzeństwa, twierdziła już całkiem jawnie, że zupełnie nie rozumie, co mogło naprowadzić Pa na szczególny pomysł ubiegania się o rękę dostojnej Ma. W tym roku Bella przyjechała na obchód doroczny w powozie państwa Boffenów w towarzystwie lokaja w liberyi, który złożył w mieszkaniu państwa Wilferów parę sztuk zabitego drobiu, mającego uświetnić dzisiejszy obiad. Pani Wilfer spotkała go przy drzwiach z wielką godnością, dając mu do zrozumienia, że ukazanie się służącego płci męskiej w liberyi nie jest dla mieszkańców tego domu niczem osobliwem, a przeciwnie, zjawiskiem całkiem powszedniem.
— Jakże się miewasz Ma — pytała Bella, całując matkę.
— O tyle dobrze, moja córko, o ile stan mój na to pozwala — odparła z posępną rezygnacyą pani Wilfer.
— Twój stan Ma? mówisz tak, jakbyś zamierzała dać nam małego braciszka.
— To już tak dawno! — odrzekła Lawinia, wychylając się z po za ramion matki — ale możesz sobie z tego nic nie robić.
— Moja córko — oznajmiła uroczyście Ma — nasz wspólny przyjaciel, p. Rokesmith, odstąpił nam na dziś swój pokój, tam więc będziemy obiadowali, a choć wyda ci się tam bardzo skromnie po salonach państwa Boffenów, to będzie to zawsze przyzwoitszy pokój jadalny, niż nasza suterena.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/520
Ta strona została przepisana.