czy barana, mam go dla siebie całego, to samo z sekretarzem. Skoro go płacę, muszę go mieć całkiem dla siebie.
— Czy to znaczy, że pan zakupujesz u mnie cały mój czas? — spytał Rokesmith.
— Naturalnie. Nie znaczy to, żebym wyznaczał panu zajęcie od rana do wieczora, ale muszę mieć pana wciąż pod ręką. Przeprowadzę więc dzwonek do pańskiego pokoju i dzwonić będę na pana ile razy go zapotrzebuję. Na noc, oczywiście, będziesz pan odchodził do swego mieszkania.
— Czy to wszystko? — spytał Rokesmith.
— Tak, na razie nie mam już panu nic do rozkazania.
Sekretarz powstał i oddalił się z papierami pod pachą. Przez cały ciąg tej rozmowy Bella nie spuszczała z niego oczu.
— Jak on może znosić to spokojnie, — myślała. — Dla marnych dwustu funtów tak się poniżać.
Po odejściu sekretarza złocony śmieciarz zaczął się niejako usprawiedliwiać.
— Spoufaliłem zanadto tego człowieka; wyznaję, że to moja wina. Nie umiałem dotąd obchodzić się z niższymi od siebie, świat mnie tego nauczył. Bogaty człowiek powinien trzymać w karbach swych podwładnych, grzeczność należy się tylko równym ludziom naszego stanu. — Bella słuchała tych wynurzeń z wielkim niesmakiem, a poczciwa pani Boffen z najszczerszem zmartwieniem.
— Daj pokój, moja stara, — pouczał ją małżonek. — Nie zapominaj, że nie jesteśmy już tem,
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/532
Ta strona została przepisana.