wczynę, wyniesioną kaprysem losu. Bella ze swej strony nie lubiła pani Lammie i nie miała do niej zaufania, sama też nie wiedziała, dlaczego zwierza się jej ze swych sekretów, Byłaż to nieuchwytna potrzeba rozmawiania z kimś o tym nieznośnym sekretarzu? Bella nie mogła zataić przed sobą, że od pewnego czasu śledziła uparcie Rokesmitha, ilekroć zwłaszcza pan Boffen zaczynał go traktować z góry i przybierał wobec niego tony zwierzchnika. Bella pragnęła w duszy, żeby się sekretarz choć trochę zbuntował. Gdyby się choć zarumienił, albo brwi zmarszczył, — powtarzała sobie, — ale ta wiecznie spokojna twarz — czy można zrzec się do tego stopnia własnej godności dla tej marnej pensyi?
Zdarzyło się znów dnia pewnego, że Bella była świadkiem niemiłej rozmowy pana Boffen z sekretarzem, któremu spadkobierca robił ostre wyrzuty z powodu zbyt wielkich wydatków.
— Inaczej byś pan postępował, gdyby to były pańskie pieniądze.
— Przypuśćmy na chwilę, że tak.
— Milcz pan i nie przypuszczaj niczego, bo gdyby to były nawet pańskie pieniądze, byłoby głupotą, gdybyś je pan tak marnotrawił. Nie miałem zamiaru mówić panu niegrzeczności, ale pan musisz mnie zawsze wyprowadzić z cierpliwości. Słyszałeś pan historyę niejakiego pana Elwes?
— Tego skąpca?
— Dlaczego zaraz skąpca, to był panie rozumny człowiek, który nie chwalił się swem bo-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/536
Ta strona została przepisana.