Wyrzekłszy z przyciskiem ostatni wyraz, Wegg poklepał przyjacielsko po kolanach swego wspólnika.
— Otóż, przyjacielu, zataiłem przed tobą istotnie ważne odkrycie. Poszukiwania moje nie były bezowocne, ja już coś znalazłem.
— Cóż to było? — spytał Wenus.
— Szkatułka, przyjacielu, znalazłem ją przed paru już dniami.
— Gdzie?
Silas wahał się wciąż z wyznaniem, uciekł się więc do ogólnikowych określeń.
— Posłuchaj mnie, drogi przyjacielu. Skoro pewnego dnia...
— Kiedy? — przerwał mu niecierpliwie Wenus.
— Cierpliwości, przyjacielu; czytam zresztą w tej wymownej twarzy i wiem, że to nie ty, a tylko głos twój, nieposłuszny twej woli, zadaje mi to niedyskretne pytanie. Otóż skoro pewnego dnia błądziłem po południu pomiędzy pagórkami, jak straż, krążąca po wałach fortecy, podług wyrażenia jednego z przyjaciół mojej rodziny, autora dramatu „Wszystko dobrze, co się dobrze kończy”, skoro więc, błądząc między pagórkami, szturchałem niekiedy od niechcenia miałki piasek i popiół, usypany na pagórku, drąg, który trzymałem w ręku natrafił na twardy przedmiot, którego nazwy nie widzę potrzeby wymieniać.
— Ale ja ją widzę — sarknął Wenus.
— Słuchaj, przyjacielu.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/547
Ta strona została przepisana.