Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/556

Ta strona została przepisana.

śli warunki, jakie zamierzał postawić spadkobiercy. Doszedłby też niezawodnie do zagarnięcia mu całego dziedzictwa, gdyby nie to, że w takim razie Boffen nie miałby już żadnego interesu w nabyciu od niego testamentu. Sądząc zaś innych po sobie, nie przypuścił, aby były śmieciarz był o tyle uczciwy, by zastosować się do woli zmarłego i wyrzec się dobrowolnie posiadanego majątku.

ROZDZIAŁ V.
U kresu długiej wędrówki.

Sędziwa Elżbieta Higden chodziła ze swym przenośnym straganem od wioski do wioski, zarabiając z trudnością na skromne wyżywienie. Wędrówka to była uciążliwa, droga trudna i ciernista, po której kroczy wielu uczciwych ludzi, nie tracąc przecież odwagi, jak nie traciła jej i stara Higdenowa. Ale siły jej wyczerpywały się zwolna, a chwile odrętwienia, o których wspomniała w rozmowie z sekretarzem, powtarzały się coraz częściej. Były to jakby cienie wróżebne, zapowiadające nadchodzącą śmierć, cienie coraz gęstsze, choć nie ulegające prawom fizycznym i nie dziw, skoro poza niemi przyświecało biednej kobiecie jedyne dostępne jej Światło, błyszczące już z poza grobu.
Higdenowa szła brzegiem Tamizy, w górę rzeki, dążąc instynktowo do miejsc, które znała i lubiła, gdzie spędziła znaczną część długiego swego życia. Te miasteczka, leżące nad Tamizą, ładne