niała sobie list, który jej dali Boffenowie i wydobyła go z zanadrza.
— Przeczytajcie mój dobry panie — mówiła — tu właśnie stoi, że mam w Londynie przyjaciół, którzy o mnie dbają, nie przyczynię więc nikomu kłopotu.
Służący przy śluzach funkcyonaryusz, wziął do rąk papier i wodził po nim oczyma z wielką powagą, mimo, że nic właściwie nie rozumiał, ponieważ nie znał liter.
— A no, słuchajcie matka — rzekł po namyśle, — ile tam macie przy sobie drobnego grosza?
Higdenowa wypróżniła pospiesznie kieszeń i położyła na dłoni jeden szyling i kilka pensów.
— Możebyście mi to zostawili — zauważył chytrze ślusarz — to bym wam oddał papier i moglibyście odejść, gdzie się wam podoba.
— Weźcie, ależ weźcie, mój dobry panie — zgodziła się bez wahania staruszka — oddając zapracowany grosz.
— Człowiek, widzicie, musi myśleć o sobie, nie darmo przecie pracuje w pocie czoła, bądźcie zdrowi, już ja wam krzywdy nie zrobię.
Odeszła, ale czuła coraz wyraźniej, że koniec się zbliża i że stanie już wnet u kresu swej wędrówki. Widziała błyszczące zdaleka światła małego miasteczka i omijała starannie, jakby każdy z tych oświetlonych domów stanowił osobną dla niej groźbę. Szukała bocznych ścieżek i zabłądziła na jakąś polankę, gdzie, oparta o wiązkę słomy, spędziła całą noc. Zrana zwlokła się jeszcze, ale myśli plątały się jej w mózgu i przestała rozumować. Na-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/561
Ta strona została przepisana.