wa. To przekonanie wynagradza mi stokrotnie przykrości, które mnie spotykają skądinąd.
— Nie mówmy o mnie — rzekła lekceważąco Bella — gdyby mnie pan znał tak, jak ja znam siebie...
— Czy tylko pani zna siebie naprawdę?
— W każdym razie upewniam pana, że nie zyskuję wcale na bliższem poznaniu, ale wróćmy do pana Boffena.
— Nie przeczę, że zachowanie się jego wobec mnie uległo widocznej zmianie, jak to pani zapewne zauważyła.
— Naturalnie, że zauważyłam. Musi to panu sprawiać przykrość, panie Rokesmith, i jeśli pan pozwoli, to podzielę się z panem mojemi wrażeniami.
— Ależ proszę pani, z całego serca.
— Oto widzi pan, — mówiła Bella, wahając się — mnie się zdaje, że, znosząc to zachowanie się, traci pan potrosze szacunek dla samego siebie.
Rokesmith zdawał się nie podzielać tego zdania.
— Niech mi pani wierzy, — rzekł — że mam poważne powody, które każą mi przyjmować niedogodności, złączone z mojem stanowiskiem i że w powodach tych nie gra żadnej roli interes materyalny.
— Czasem przychodzi mi na myśl, — rzekła na to Bella — że pan żywi wyjątkową przyjaźń dla pani Boffen, i że pan robi to dla niej.
— Zgadła pani po części, pani Boffen jest ko-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/569
Ta strona została przepisana.