— Widzi pani, tak jest najlepiej, dla mnie i dla innych, z czasem odzyskam spokój.
— I zapomnisz o kimś, może niegodnym twej miłości.
— Nie, nie — zaprzeczyła z mocą Liza. — Nie chcę tłumić tego, co jest we mnie, cóżbym na tem zyskała?
Bella podniosła z namysłem brwi, a potem rzekła:
— Pozwól sobie powiedzieć, droga, że zyskałabyś bardzo wiele, gdybyś mogła pokonać w sobie tę słabość; byłabyś wolna sercem i nie potrzebowałabyś się ukrywać.
— Och pani! — przerwała jej Liza — czyż serce kobiety, w którem zapanuje taka, jak ją pani nazywa, słabość, może szukać czego innego?
Zdanie to było tak różne od poglądów, które wyznawała Bella, że ta zawstydziła się przez chwilę, nie dała jednak za wygraną.
— Mojem zdaniem, droga Lizo, zyskałabyś wiele, wyzwalając się z tego uczucia, a nicbyś nie straciła.
— Straciłabym moje wspomnienia i wszystko to, co mnie podtrzymuje w życiu i marzenia moje, że, gdybym mu była równa, stałabym się dla niego takiem źródłem radości, jakiem on jest dla mni. Jemu zawdzięczam tę trochę wiedzy, której nabyłam. On mnie zachęcił do nauki, która straciłaby wartość w moich oczach, gdyby nie pochodziła od niego. Gdybym wyrzekła się tych wspomnień, straciłabym obraz jego, który jest przy mnie zawsze, a wobec którego nie byłabym w stanie popełnić
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/574
Ta strona została przepisana.