Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/578

Ta strona została przepisana.

— I ja tak myślę.
— Chłodno już, czy pozwoli pani otulić się moim pledem. Pani daruje, że taki ciężki i długi. Podałbym pani chętnie ramię, jeśli pani pozwoli.
Pozwoliła i jakimś cudem udało się jej wysunąć rączkę z pod olbrzymiego pleda i wsunąć pod ramię sekretarza.
— Posłuchaj pan, rozmawiałam dziś długo z Lizą i tak mi było dobrze, taka jej byłam wdzięczna, że okazała mi tyle zaufania.
— Nie mogła inaczej postąpić, widząc panią.
— Ona mi to samo powiedziała, ale skąd pan wie?
— Bo myślę tak samo, jak ona.
— A cóż pan myśli, jeśli wolno wiedzieć.
— Że ilekroć podoba się to pani, może pani zdobyć zaufanie każdego człowieka.
Dochodzili właśnie do stacyi, a sygnałowe światło zmrużyło właśnie swe zielone oko, a otworzyło czerwone, co było dowodem, że pociąg za chwilę odjedzie i że trzeba się śpieszyć. Rokesmith zdjął z Belli pled i pomógł jej wejść do wagonu, a po chwili siedzieli już naprzeciw siebie, podczas, gdy pociąg unosił ich całą siłą pary w stronę Londynu. Bella miała twarzyczkę dziwnie rozjaśnioną.
— Co za wspaniała noc — wołała — jakie śliczne gwiazdy!
— O tak! — potwierdził Rokesmith, nie spuszczając z niej wzroku, bo stokroć wolał podziwiać jasność, bijącą z jej rysów, niż niebo za oknem wa-