— Ja przecież nic nie chcę, prócz lalki dla mojej chrześniaczki.
— Pan wie, jak jestem uparta, zwłaszcza tam, gdzie chodzi o pewne adresy i kleszczami pan odemnie nic nie wyciągnie. Niema więc o czem mówić. Niech pan lepiej idzie do siebie, bo ja i tak wychodzę.
Odrażający jej ojciec stanął przed nią, podając jej trzęsącemi się rękoma szal i kapelusz.
Wyrwała mu je z rąk ze złością i zaleciła, żeby siedział w domu i nie ruszał się, póki nie wróci, poczem zamknęła drzwi na klucz i wyszła razem z Eugeniuszem. Rozstali się zaraz u progu, bo ich drogi rozchodziły się w przeciwne strony. Eugeniusz zapalił papierosa i szedł powoli ze zwykłą swą znudzoną miną, przesuwając po krążących po ulicach tłumach wzrok, wyrażający bezbrzeżną obojętność.
Naraz przecie na skrzyżowaniu ulic uderzyło go zjawisko niespodziane, przykuwając na chwilę jego uwagę. Oto zamknięty przed chwilą na klucz opłakany ojciec miss Wren wydostał się jakimś cudem na wolność i usiłował przejść w poprzek ulicę. Widok to był razem cudaczny i żałosny. Pijak drżał na całem ciele i stawiał chwiejne kroki trzęsącemi się nogami, postępując wprzód, to znów cofając się w tył ze strachu przed końmi. Parę razy dowlókł się już prawie do środka ulicy, poczem rejterował znów przed istotnem lub urojonem niebezpieczeństwem. Zatrzymywał się wtedy na chodniku, puszczając trwożne spojrzenia w górę, to w dół ulicy i konstatując z zazdrością odpływ
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/581
Ta strona została przepisana.