jak się zdaje, przycisnąć do muru. Nieużyty, twardy, istny Shylock, mimo, że twarz ma patryarchalną, z siwą brodą i dobrotliwym wyrazem, stary, malowniczy żyd.
— Czyż być może, — zadziwił się Eugeniusz, — z opisu twego wnoszę, że musi to być mój przyjaciel, czcigodny mister Aron.
— Nie — odparł Mortimer — on się nazywa Riah.
— Bo też to ja ochrzciłem go imieniem Arona, uważając je za bardziej hebrajskie i lepiej do niego przypadające. Mówiąc nawiasem, nie jest on moim przyjcielem i przekonany jestem, że umoczył rękę w ucieczce Lizy.
— A to jakaś fatalność — zawołał Mortimer — wszystko sprowadza nas znów do niej, bo ty naturalnie wałęsałeś się po mieście, szukając Lizy.
— Czy wiesz? — odparł Eugeniusz, patrząc na meble, — że mój pełnomocnik odznacza się rzadką domyślnością.
— Więc nie omyliłem się?
— Oczywiście, że nie.
— A jednak nie powinieneś o niej myśleć.
Eugeniusz powstał i, oparłszy koniec stopy na popielniku, patrzył zamyślony w ogień.
— Nie wiem — odparł po chwili — czym nie powinien i proszę cię, abyś nie określał tego faktu, jako niezbity pewnik.
— Przez wzgląd na nią samą nie powinieneś się nią zajmować.
— Nie wiem — powtórzył Eugeniusz — a tylko powiedz mi, proszę, czy widziałeś kiedy, abym
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/583
Ta strona została przepisana.