Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/606

Ta strona została przepisana.

w pewnym kierunku, gdyby naprzykład sumienie moje...
— Twoje sumienie?
— Tak; gdyby sumienie moje nie pozwalało mi zataić dłużej pewnej wiadomości o sekretarzu, zwierzonej mi przez ich wychowankę... Wiesz, o kim mówię.
— — Bardzo dobrze, to mi się zaczyna podobać.
— Gdybym ostrzegła Boffenów, że ten ich sekretarz jest chciwy, zuchwały aż do bezczelności i że, nadużywając dobrej wiary swych chlebodawców, sięga po za ich plecami po rękę tej dziewczyny.
— To wcale nie źle, — pochwalił Alfred, przestępując na drugą nogę.
— Przypuśćmy, że sekretarz straci posadę, która tem samem będzie wakująca.
— Rozumiem.
— Czybyś go nie mógł zastąpić?
— Czemużby nie?.. toby się dało zrobić. Należy tylko przeprowadzić ten interes ostrożnie, delikatnie, to nawet warte zachodu.
— Gdyby naprzykład ktoś powiedział tym poczciwym Boffenom: Alfred Lammie, to wzór honoru i uczciwości, a przytem wyborny finansista, obracający szczęśliwie własnym kapitałem i skromnym funduszem swej żony, który potroił niemal w ostatnich czasach.
Drogi Alfred słuchał tych wywodów z widocznem zadowoleniem, a przy ostatnich słowach uśmiechnął się i pogładził łaskawie żonę po włosach.