sokiej wartości nazywa mnie swoim drogim Fledgeby i zaklina mnie ze łzami, abym spełnił jej prośbę, nie mogę jej przecie odmówić.
— Z pewnością — potwierdził z przymusem Twemlow.
— Więc, jak pan widzi, przyszedłem tutaj, ale, na nieszczęście, nie mam znowu tak wielkiego wpływu na tego żyda, jak się to pani Lammie wydaje. Spróbuję jednak.
Tym razem Twemlow skruszył się naprawdę. Jak można było knuć podziemne intrygi przeciw temu poczciwemu młodzieńcowi, dlatego tylko, że jego zachowanie się w towarzystwie nie przypada nam do smaku? Fledgeby okazywał mu się w coraz to pochlebniejszem świetle, jako człowiek dziwnie uczynny.
Fledgeby mówił dalej:
— Przepraszam pana, jeśli jestem niedyskretny, ale możebym mógł przydać się i panu na coś Wiem, że wychowano pana na prawdziwego dżentlmena, a tacy ludzie często nie znają się na interesach, dodam nawet, że się zawsze na nich nie znają (te ostatnie słowa wymówił z nieznaczną ironią).
— Istotnie — odrzekł Twemlow — jestem bardzo marny znawca interesów, tak dalece, że nie rozumiem nawet dokładnie położenia, w jakiem się znalazłem. Ale nie mogę korzystać z pańskiej uprzejmości, nie zasługując na nią.
Biedny mały dżentlmen kroczył całe życie tak prostą, wązką ścieżką, że nie znał wprost innych dróg.
— Widzę, — rzekł na to Fledgeby — że jako
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/615
Ta strona została przepisana.