— Na więzienie. Chyba, że pański krewny, lord Snigsworth, zechce pana zastąpić.
Niestety, nic nie mogło bardziej przerazić Twemlowa, jak wywołanie imponującego obrazu jego lordowskiej mości, który to obraz przedstawiał mu się w postaci groźnego sędziego, wymachującego gniewnie swem feudalnem berłem.
— Wszelako — rzekł Fledgeby — nie rozpaczajmy jeszcze, bo może mi się uda zmiękczyć tego żyda. Czy pan go zna, panie Twemlow?
— Nie widziałem go dotąd.
— Prawdziwy to żyd, więcej jeszcze duchowo, niż fizycznie. Najlepszy jest wtedy, gdy się unosi... ten jego spokój i łagodność mogą człowieka do ostateczności doprowadzić. Ale otóż i on, widzę, że jest spokojny, przerażająco spokojny.
— Jak się pan masz, panie Riah, myślałem, żeś się już gdzieś zagubił.
Riah, który wszedł właśnie, obrzucił wzrokiem Twemlowa, a potem spojrzał w oczy swego pana, czekając od niego rozkazu.
— Mam nadzieję, że nie skorzystałeś pan jeszcze z praw, jakie ci przysługują i nie zająłeś ruchomości tych biednych Lammie? Prawda, że nie uczyniłeś tego?
— Owszem, zrobiłem to przed chwilą — odparł Riah, który wyczytał w oczach swego pana wyrok nieodwołalny na tych biednych Lammie.
— Jakto? Byłeś do tego zdolny? Wiedziałem, żeś twardy i nieużyty, ale nigdy nie przypuszczałem, abyś posunął się do tego stopnia.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/617
Ta strona została przepisana.