Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Miejsce, w którem mieszkam — objaśniał go stary Boffen — nazywa się teraz willą Boffenów. To moja żona tak je ochrzciła od czasu, gdy odziedziczyliśmy ten dom, ale może nie wszyscy o tem wiedzą. To też gdybyś pan nie mógł trafić i wypadło ci pytać o drogę, to pytaj lepiej o Więzienie Harmonii, bo tak go nazywają ludzie może na milę dokoła. No, a teraz bywaj pan zdrów. Dziś wieczór zobaczymy się, dziś wieczór będę miał u siebie literata z drewnianą nogą, dla którego żadna książka nie ma sekretu. Bywaj zdrów, panie Wegg, o ósmej czekamy cię, ja i pani Boffen.
Po odejściu niespodziewanego klienta, Silas Wegg ścigał go długo wzrokiem, trzymając się za nos. Twarz jego wyrażała niezgłębioną powagę, a przytem uczucie wyższości z powodu swej uczoności, w którą sam przed chwilą uwierzył.
Chodziło mu trochę po głowie to cesarstwo pruskie, którego upadek odczytywać miał nieokrzesanemu spadkobiercy, ale w końcu potrafił wmówić w siebie, że zna wybornie to dzieło, bo Silas Wegg należał do tej kategoryi oszustów, którzy lubią zachowywać pozory nawet wobec samych siebie.
Wreszcie wieczór nadszedł i straganiarz wybrał się w drogę do willi Boffenów; okazało się wszakże, że willa ta była prawie tak trudną do znalezienia, jak zamek zaklętej księżniczki.
Zapytywani ludzie nic o niej nie słyszeli i odpowiadali wzruszeniem ramion. Wtedy dopiero Silas przypomniał sobie wyraz „Harmonia“, który nabrał w jego ustach znaczenia talizmanu.