— W tym czarnym kącie, tak daleko od okna, najstarszy z tych starych gratów?
— Prawda, że jest więcej od innych zniszczony; nie zwróciłem na to uwagi. Otóż to moje zwykłe miejsce, nazywane przez kolegów moich drabinką Rumtego.
— Jak? czyją?
— Rumtego, moja droga, tak mnie oni nazywają, a że taboret wyższy jest od innych, tak, że trzeba wchodzić na niego po dwóch schodkach, nazwali go drabinką.
— Jak oni śmią?
— Nie ma w tem nic złego, moje dziecko, zwyczajnie młodzi, lubią się pośmiać; gdyby przezwali mnie mrukiem, fafułą lub czemś innem w tym rodzaju, to by dopiero było przykre... ale Rumty? Mój Boże, nie ma się o co gniewać.
Bella nie mogła się wszakże zdobyć na przyznanie się ojcu do swego zerwania z Boffenami, a sprawienie przykrości temu anielsko-łagodnemu człowiekowi, który psuł i kochał ją od dzieciństwa, było dla niej najrudniejszem zadaniem dnia. Popijała więc mleko, przegryzając je chlebem, gładząc przytem ojca po włosach i nastawiając mu je nad czołem starym zwyczajem.
Wtem Rumty zawołał:
— Boże wielki! a to co znowu?
— Cóż takiego, Pa?
— Pan Rokesmith tu idzie!
— To nie może być, wydało ci się.
— Ależ nie, przechodzi właśnie przed oknem.
Nietylko przechodził, ale i wszedł do biura,
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/657
Ta strona została przepisana.