Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/662

Ta strona została przepisana.

— To niemożliwe, mogę ją tylko panu pożyczyć.
— A teraz Pa, — wyrzekła mężnie Bella, wynurzając się z objęć swego przyszłego — podaj mi rękę i dalej raz! dwa! trzy!
Pociągnęła go prawie biegiem pod samą furtkę.
— Mój aniołku — bełkotał Cherubin — gdyby twoja matka widziała!
— Nic się nie bój Pa, ja przy tobie.
Chwyciła go za głowę obu rękami, przytrzymując ją dla dodania mu odwagi i pociągnęła za dzwonek. Otworzyła im Lawinia, w towarzystwie nieodstępnego Jerzego Simpsona.
— Co ja widzę! — krzyknęła; a potem; — Mamo! Bella przyszła.
Usłyszawszy to, pani Wilfer ukazała się na ganku i czekała majestatycznie na ceremoniał powitania, podając swej córce do ucałowania policzek, tak sztywny, jak tabliczka, na której zapisuje się nazwiska odwiedzających gości.
— Moja córka — rzekła — jest zawsze pożądanym gościem w moim domu, jakkolwiek nie liczyłabym dziś wcale na jej przybycie. Ty również, Wilferze, jesteś tu u siebie, chociaż spóźniłeś się z powrotem. Gdzie jest służący, który odprowadził tu pannę Wilfer? — dodała głośniej w mniemaniu, że w mrokach dziedzińca znajduje się lokaj państwa Boffenów, dodany dla opieki Belli.
— Niema tu żadnego służącego, Ma — objaśniła ją Bella.
— Jakto? — spytała czcigodna dama, podczas