— Mam tu dla was jeden funt szterling — rzekł do Riderhooda.
— Mnie się widzi, że pan ma ich dwa — odparł Riderhood.
Nauczyciel wydobył powoli drugiego błyszczącego suwerena i rzucił obie złote monety na dłoń wspólnika.
— Powrócę tu do was, a może i zanocuję — rzucił krótko.
Riderhood skinął milcząco głową i zawrócił do swej śluzy.
W miejscu, gdzie się rozstali, odkrywał się rozległy widok na rzekę. Obcy człowiek, któryby się tu znalazł niespodzianie, mniemaćby mógł, że na linii wybrzeża oczekują tu, to tam, jacyś ludzie, potrzebujący przewoźnika. Były to słupy urzędowe, przyozdobione w tarczę herbową miasta Londynu, gdzie wśród innych godeł uwidoczniony jest sztylet, którym zamordowany został niegdyś Wat Tyler. Bradley znał w najdrobniejszych szczegółach dzieje owego historycznego sztyletu, ale nie myślał o nich w tej chwili, przesuwając ukradkiem ręką po morderczej broni, bo jedynym dla niego celem zdała mu się być dziś pierś Eugeniusza, którego czółenko widział w perspektywie prześlizgujące się lekko po rzece. Bradley szedł brzegiem po przeciwnej stronie i nie spuszczał z oczu małej łódki, która zostawiała za sobą małe błyszczące smugi, oznaczające miejsca, gdzie wiosło wioślarza dotknęło fali. Słońce zachodziło na widnokręgu, spowijając cały krajobraz w powłokę purpurową, poczem barwa ta stopniowo zsuwała się niejako z po-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/688
Ta strona została przepisana.