Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/690

Ta strona została przepisana.

wał na nowo swoje rzeczy, zamknął skrzynię i zasiadł do wieczerzy.
Księżyc wpłynął już na horyzont, gdy Bradley powrócił do śluzy.
— Co? już? — zapytał Riderhood.
— On, widzicie, zatrzymał się w oberży „Pod rybakiem” i tam będzie nocował.
— A kiedyż odjeżdża?
— Jutro o szóstej, mam więc czas odpocząć trochę.
— Pewnie, że się to panu należy — zauważył Riderhood.
— O! szedłbym za nim i całą noc, ale skoro on nie chce i ja czekać muszę.
Rzucił wtedy okiem na wnętrze śluzy, na jej ściany oślizgłe i ciężkie wrota.
— Niebezpieczne to miejsce — rzekł — dla człowieka, któregoby tu wrzucono z rękami związanemi. Nie miałby się czego uczepić i poszedłby na dno...
— Nie trzeba na to i rąk wiązać — odparł Riderhood — skoroby ktoś tu wpadł przy zamkniętych wrotach, nie postawiłbym za niego i pół kwaterki kwaśnego piwa.
Bradley spojrzał na otchłań z jakąś posępną rozkoszą i rzekł po chwili milczenia:
— A wy biegacie tu nieraz po oślizgłej kładce; mógłby się i wam zdarzyć wypadek, czy się nie boicie utopić?
— O nie — odparł Riderhood. — Ja się już raz topiłem i wyciągnęli mnie półżywego z wody, taki człowiek drugi raz nie utonie. Niech się pan