— I cóżeś pan zrobił?
— Nic — odrzekł Bradley, osuwając się ciężko na krzesło.
— A cóż teraz pan zrobi?
Nie odrzekł nic, tylko wybuchnął śmiechem, przyczem krew puściła mu się nosem.
— Co panu jest? — spytał Riderhood.
— To już tak kilka razy, czuję najpierw smak krwi, potem jej zapach, a wreszcie tryska mi przez nozdrza.
Poszedł na brzeg i pochylił się nad rzeką, a zanurzywszy obie ręce w wodzie, obmywał twarz, podczas gdy za nim podnosiła się zwolna czarna chmura, zasnuwająca niebo. Powrócił zmoczony, woda zciekała mu obficie z rękawów, które zanurzył był uprzednio w rzekę.
— Wyglądasz pan, jak upiór — zauważył Riderhood.
— A ty skąd wiesz, jak upiór wygląda, widziałeś go kiedy?
— Chciałem tylko powiedzieć, że pan musi być zmęczony — tłumaczył się Riderhood, cofając się z pewnym lękiem. — Połóż się pan lepiej.
— Muszę wpierw napić się czego.
Wypił dwie szklanki wody, przymieszawszy do niej poprzednio trochę wódki.
— Skorom tu wszedł, pytałeś się mnie o coś — rzucił nagle.
— Nie pamiętam.
— Mówię ci, że powiedziałeś coś do mnie, skorom tu wchodził.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/693
Ta strona została przepisana.