Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/699

Ta strona została przepisana.

Wegg i sądził, że wymieniony służący dotknięty jest chroniczną dolegliwością organu powonienia.
— Mniejsza z tem — przerwał niecierpliwie Wegg. — Chodzi o to, aby ten bezecny pachołek został natychmiast stąd usunięty. Masz go tu zawołać, Boffenie, i powiesz mu, żeby poszedł stąd precz.
Niewinny Salop, nie domyślając się, co mu grozi, obnosił właśnie po dziedzińcu swoje niezliczone guziki. Pan Bofen zawołał go i powtórzył mu życzenie Wegga.
— Mój chłopcze — rzekł — pan Wegg, który tu jest gospodarzem, nie potrzebuje już twoich usług, możesz więc odejść.
— I to na zawsze — zagrzmiał Wegg.
— Na zawsze! — powtórzył Boffen,
Zaciekły literat chwycił tedy chłopca za kark, odprowadził go tak aż do furty, za którą wyrzucił go własnoręcznie, zamykając ją potem z trzaskiem.
— Ta... smotfera (miało to znaczyć atmosfera) oczyściła się teraz dopiero — zawyrokował, powróciwszy do sali.
— Siadaj, panie Wenus, możesz i ty usiąść, Boffenie.
Biedny Noddy usiadł, zanurzywszy obie ręce w kieszenie i rzucając na nieubłaganego Silasa pojednawcze spojrzenia.
— A teraz słuchaj mnie, Boffenie — mówił groźnie Wegg — używałeś milionowej fortuny, która nie jest twoją własnością, ale to się już skończyło.