Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/704

Ta strona została przepisana.

— Cóż znowu, będziesz miał aż nadto.
— A przytem moja lady jest tak skrupulatnie uczciwa, że mogłaby nie uznać naszej umowy za słuszną.
— Czemże jest twoja lady, aby rościła sobie prawo do większej, niż moja, uczciwości? — odparł pogardliwie Wegg, chociaż w gruncie uczuł się zaniepokojony domniemaną skrupulatnością pani Boffen. — A zresztą — dodał — możesz być spokojny, już ja tam nie pójdę do niej z nowiną. Ale za to pamiętaj, że musicie mnie teraz przyjmować u siebie, zapraszać na obiady. Miałem przecie do czynienia z lepszymi od was, jak miss Elżbieta, pan Jerzy, ciotka Joanna i wuj Parker.
— Nie irytuj się, panie Wegg, i nie bądź tak ostry — łagodził anatom.
— A pan, panie Wenus, nie bądź rozlazły, jak masło — odparł Weggg — ten człowiek jest pod moim nadzorem i muszę go trzymać w klubach. Odprowadzę cię teraz do domu, Boffenie.
Spadkobierca poddał się tej konieczności, pożegnawszy się wpierw bardzo przyjacielsko z panem Wenus. Silas odprowadził swą ofiarę do bramy mieszkania Boffenów, którą złocony śmieciarz otworzył sam sobie kluczem. Skoro już był wszedł, Silas zapragnął dać mu uczuć raz jeszcze swoją nad nim przewagę.
— Boffenie! — zawołał przez dziurkę od klucza.
— Czego chcesz, Wegg?
— Pokaż mi się raz jeszcze, chcę cię widzieć.