Boffen otworzył posłusznie bramę i wyszedł za próg.
— Dobrze! — rzekł Wegg — teraz możesz odejść, życzę ci dobrej nocy.
Ale zaledwie pan Boffen znalazł się za bramą, złośliwy literat powtórzył ten sam manewr.
— Boffenie! — zawołał.
— Czego chcesz, Wegg?
Tym razem Wegg nie raczył odpowiedzieć, tylko zrobił taki gest, jakby cisnął kamieniem przez dziurkę od klucza, poczem dopiero udał się z powrotem do swojej willi.
Rumty Wilfer wstał bardzo rano, zapewniwszy sobie wpierw jednodniowy urlop, w sekrecie przed dostojną Ma. Bella obudziła się wcześniej jeszcze i czekała na ganku na swego Pa, z najniewinniejszą w świecie miną, nie mając nawet na głowie kapelusza.
— Jak się czujesz, Pa? — spytała.
— Trochę, jak złodziej-nowicyusz, moje dziecko, który, popełniwszy pierwszą kradzież, radby znaleźć się jaknajdalej od miejsca zbrodni.
Uśmiechnęła się na to, a wziąwszy go pod rękę, sprowadziła po schodach w dół, kładąc po drodze paluszek na swoich, to na jego wargach. Był to jej sposób przesyłania pocałunków swemu Pa.