Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/714

Ta strona została przepisana.

bym nie wypił raz jeszcze za wasze zdrowie i za powodzenie następnych rocznic tego pięknego dnia.
Tu Cherubin dał się unieść wrodzonej anglosaksońskiej rasie skłonności do oratorskich popisów i wygłosił coś w rodzaju mówki.
— Dżentlmeni — rzekł — i ty, drogi Johnie i droga Bello. (Przez dżentlmenów należało chyba rozumieć uliczników, bawiących się za oknem w wskakiwanie w błotne kałuże o zakład do wysokości sześciu pensów.) Natura toastu, jaki wnoszę, jest wam chyba dobrze znana. Dziękuję wam stokrotnie za ufność, jaką mi okazaliście, dopuszczając mnie do udziału w dzisiejszej uroczystości.
Rozpocząwszy w tych słowach swój dyskurs, Rumty doprowadził go do życzeń, aby rocznica podobna dzisiejszej, powtarzała się przez długie lata, potem uściskał serdecznie córkę i zięcia i pośpieszył do parowca, który odwieźć go miał w stronę Londynu. John i Bella odprowadzili go do przystani.
— Mój drogi Pa — zawołała raz jeszcze Bella, gdy już był na statku.
— Co chcesz, pieszczotko?
— Czy nie gniewasz się na mnie — szepnęła, pochylając się ku niemu.
— Za co, mój skabie?
— Za ten okropny kapelusik, którym cię biłam wtedy. Czy cię to nic a nic nie bolało?
— Nic a nic.
— A to, że cię szczypałam w nogi?
— Mniej, niż nic, mój skarbie.